Reklama

Robotnicy z Przedsiębiorstwa Mosty-Łódź trafili w Parzęczewie na skarb – dzbanek ze srebrnymi monetami.
To wielka sensacja. Te monety są dużą rzadkością numizmatyczną – mówi Ryszard Grygiel, dyrektor Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Na dzbanek ze skarbem trafili robotnicy z Przedsiębiorstwa Mosty-Łódź, którzy budują swoją siedzibę w okolicach powstających autostrad.
Najpierw koparka uderzyła w naczynie i przerzuciła je z ziemią w inne miejsce. Potem robotnicy zauważyli, że coś się błyszczy. Od razu zawiadomiono konserwatora zabytków oraz archeologów. – Kiedy zobaczyliśmy, że to monety wczesnośredniowieczne, od razu wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z czymś ważnym – opowiada Grygiel.

Aby przeszukać teren i sprawdzić, czy wokół nie ma więcej monet, użyto wykrywacza metali. Przez dwa dni przesiano kilka ton ziemi. Na początku było tylko 86 monet, z minuty na minutę ta liczba rosła. Zrobiło się ich dwieście, trzysta. W końcu archeolodzy wydobyli jeszcze 1041 kawałków.

Mieliśmy wielkie szczęście. Wystarczyło, że koparka zrobiłaby wykop pół metra obok albo płyciej, a nigdy byśmy na to naczynie nie trafili – mówi Ireneusz Marchelak, archeolog z muzeum.

Wśród monet są denary krzyżowe bite w XI wieku, głównie na terenie Saksonii. Są też dwie monety z Węgier i srebrne ozdoby, tzw. dęte paciory – puste wewnątrz, dodatkowo zdobione – wylicza prof. Mariusz Mielczarek, archeolog numizmatyk.

Badacze nie wiedzą, kto zakopał naczynie ze srebrem i dlaczego. Być może ze strachu przed napaścią, a może dla celów sakralnych. Jak na owe czasy, była to bardzo duża suma pieniędzy. Teraz skarb poszerzy zbiory Działu Numizmatów.

Na 99 procent mamy pewność, że całość skarbu została odnaleziona – cieszą się naukowcy.

Wczoraj wszyscy komplementowali firmę, która trafiła na skarb. – Nawet jeśli zdarzają się takie odkrycia, to nie zawsze trafiają one do zbiorów muzealnych. Często są od razu sprzedawane osobom prywatnym i idą na giełdy numizmatyczne – przyznaje dyrektor Grygiel.

Źródło: Gazeta.pl

Reklama