Powiatowy Urząd Pracy w Zgierzu ma coraz większe trudności z utrzymaniem czterech swoich filii: w Aleksandrowie, Ozorkowie, Głownie i Strykowie. Kierownictwo PUP nie wyklucza, że jeśli sytuacja ekonomiczna urzędu nie ulegnie poprawie, filie zostaną po prostu zamknięte. Najdroższa w utrzymaniu jest placówka obsługująca bezrobotnych w Aleksandrowie. Jeszcze do niedawna na sam tylko czynsz, co miesiąc z kasy PUP trzeba było wydawać 1.800 złotych. Po rozmowach z burmistrzem (budynek, w którym mieści się filia należy do miasta) udało się wytargować zmniejszenie kosztów o 600 złotych. Teraz czynsz jest zbliżony do tego, jaki PUP płaci za filię w Ozorkowie.
– Czynsz to oczywiście tylko jeden ze składników kosztów funkcjonowania filii – mówi Paweł Królewiak, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Zgierzu.
– Do tego dochodzą płace pracowników, a w większości filii zatrudnionych jest 10 – 12 osób, opłaty za energię, ogrzewanie, wodę, wywóz nieczystości. Mamy coraz mniej pieniędzy na funkcjonowanie urzędu i trzeba szukać oszczędności. Żadne decyzje jeszcze jednak nie zapadły.
Na ewentualnej likwidacji filii najbardziej ucierpią oczywiście sami bezrobotni. W czterech placówkach zamiejscowych powiatu jest ich zarejestrowanych ponad 9,5 tysiąca – najwięcej w Ozorkowie (3,7 tys.), najmniej w Strykowie (prawie tysiąc). Każdy bezrobotny co najmniej raz w miesiącu pojawia się w „pośredniaku”, choćby po to, by zgłosić tzw. gotowość do podjęcia zatrudnienia. Gdyby filie zniknęły, ta rzesza ludzi będzie zmuszona odbywać podróże do Zgierza. To z pewnością ucieszy prywatnych przewoźników, ale sami bezrobotni przyjmują pomysł likwidacji filii z dezaprobatą.
– Nie dość, że nie mamy pieniędzy na życie, to jeszcze mamy płacić za dojazdy do Zgierza? To kpiny z ludzi, którym państwo ma niby pomagać – zżyma się jedna z kobiet oczekujących na rejestrację w aleksandrowskiej filii PUP.
(jaz)