Reklama

Dwaj bracia, mieszkańcy gminy Wartkowice (powiat poddębicki), wysłali wczoraj do komendanta wojewódzkiego policji skargę na policjantów z Ozorkowa. Sprawa dotyczy interwencji w poniedziałek wieczorem w Parzycach, gdzie obaj pracują w firmie Ewmar. Jednemu z moich pracowników ukradziono z „malucha” radio. Z ustaleniem sprawcy nie było problemu. Pracownicy poszli więc do niego, by je oddał. Matka sprawcy nie wpuściła ich do domu, odgrażając się, że wezwie policję. Moi pracownicy postanowili poczekać na radiowóz. Było zimno, więc weszli do sklepu. Po pewnym czasie weszło tam czterech mężczyzn i zaczęli ich bić. Bratowa, która pracuje w sklepie, przybiegła do mnie zapłakana. Dopiero, gdy zjawili się inni pracownicy przestali ich bić – mówi Marek Czapliński, właściciel firmy Ewmar, który mieszka niedaleko sklepu. – Wyglądało to, jakby złodziej nasłał bandytów na moich pracowników. Żaden z mężczyzn nie był bowiem umundurowany, a samochód, którym przyjechali, nie był oznakowany.

„Po całym zajściu poprosiliśmy, aby się nam przedstawili, na to jeden z policjantów wyjął pistolet z kieszeni kurtki i skierował w moją głowę mówiąc, że jest to pistolet policyjny” – czytamy w skardze.

Policjanci interweniowali po zgłoszeniu mieszkanki Parzyc, która mówiła, że kilka osób naszło ją w domu i groziło jej i jej synowi. Nie byli w mundurach, ale na miejscu wylegitymowali się. Mimo to mężczyźni w sklepie stawiali opór. Podczas zatrzymania trzeba więc było użyć pałek. Nikomu nie przystawiono natomiast pistoletu do głowy – twierdzi Magdalena Złotnicka, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Zgierzu. – Nawet nie wiedzieliśmy wcześniej, że jest jakaś inna wersja tego zdarzenia. Sprawę wyjaśnimy. Jeśli się okaże, że policjanci przekroczyli swoje uprawnienia, to zostanie przeciwko nim wszczęte postępowanie dyscyplinarne.

Źródło : Dziennik Łódzki, (mał)
Data publikacji: 22.12.2004

Reklama