Reklama

Do końca pierwszego kwartału powinno się rozstrzygnąć, czy zostanie zlikwidowana Cukrownia Leśmierz. Wójt gminy Ozorków nie chce czekać biernie na „wyrok” Krajowej Spółki Cukrowej. Ma zamiar jechać do ministrów rolnictwa i skarbu, któremu KSC podlega. Do ministra rolnictwa jadę w przyszłym tygodniu. Będę chciał się spotkać z premierem. Jestem dobrej myśli, ale jeśli okaże się jednak, że zlikwidują nam cukrownię, to wyjdziemy na drogi. Sam będą nawoływał do zorganizowania pikiet – zapowiada Władysław Sobolewski, wójt gminy Ozorków. – To nasz największy zakład. Będziemy o niego walczyli nie tylko dlatego, że płaci nam podatki. Bez niego wielu mieszkańców zostanie bez środków do życia. Ma prawie 200 stałych pracowników i kilka razy tyle dostawców. Do tego trzeba doliczyć pracowników sezonowych i ludzi, którzy obsługują cukrownię.

Informacje o planowanej likwidacji zakładu w Leśmierzu pojawiły się przed rokiem. Spółka cukrowa, która jest większościowym właścicielem podała, że zamierza zlikwidować część swoich cukrowni. Wśród nich znalazł się Leśmierz. Decyzja ma zapaść do końca marca, choć niewykluczone, że nastąpi to jeszcze w tym miesiącu. Załoga niepokoi się o swoje miejsca pracy. Niepewność potęguje fakt, że po raz pierwszy po kampanii cukrowniczej, trwającej do połowy grudnia, ogłoszono 2,5-miesięczny postój. Pracownicy otrzymują 80 proc. pensji.

Docierają do mnie plotki o zwolnieniach – przyznaje Tadeusz Jemielity, prezes cukrowni, zapewniając jednocześnie – od 1 marca przyjmę wszystkich 182 pracowników. Przerwę zrobiliśmy ze względów oszczędnościowych. Musimy redukować koszty. Całe polskie cukrownictwo przynosi straty, ale po wejściu do Unii Europejskiej to się powinno zmienić. Cena cukru w hurcie wzrośnie do ponad 2 złotych za kilogram.

Nawet mimo obecnych trudności, cukrownia z Leśmierza wyróżnia się na tle innych tego typu zakładów. Jako jedna z nielicznych zanotowała w ubiegłym roku zysk (300 tys. zł), a pracownikom i plantatorom płaci w terminie.

(mał)
Data publikacji: 06.02.2004

Reklama